Psia Górka

To taki narożnik Alei Sikorskiego z ulicą Świtezianki. Rosną tam piękne dęby, dorodne brzozy i małe brzózki, inne drzewka i krzewy z tłem dzikiej łączki. Hen kiedyś były to obrzeża lasu łagiewnickiego. Teren niewielki, dość zaniedbany. Szkoda. Dęby to okazy nawet kilkuset letnie. Wydawało by się "jejku" jak żałośnie, tak wcale nie jest. Na scenę wchodzą psy. Rasowe i kundelki, małe i duże, szczęśliwe bo mają gdzie się wybiegać, wyszaleć. Agaś (Agat zdrobniale) wie doskonale dokąd się wybieramy bo tylko obroża, kaganiec a smyczę to sobie może pan niesć. Idzie "przy nodze" ważny i dumny. Niech inne psy widzą. "Pan" niemniej dumny jakiego to mądrego psa prowadzi. Na górce psy rozpoczynają szalone gonitwy. Te szybsze uciekają te cięższe (Agaś)szczekając gonią i w końcu padnięte z językiem na wierzchu myślą "nie da rady". Mniej towarzyskie jeszcze zajadliwiej szczekając chcą złapać własny ogon, spoglądają przy tym spod łba czy aby "pan" to widział. Wszyscy się bawią.Psy stają się często super łaczęm między ludźmi. Okazja żeby wyjść na świeże powietrze, spotkać się z innymi czyli obopólna korzyść. Wracamy do domu a tu następne szczęście. Agata wita jego armia kotów i czeka smaczny obiad.


Spacer







Agat coś czuje.Nie spuszcza mnie z oka. Nerwowo podchodzi do miski ale zaraz odchodzi. Pilnuje żeby czegoś nie przegapić.Nie zwraca też uwagi na Pirata, który ociera się o jego podbrzusze. Pirat (pan kot) kumpel Agata i herszt "bandy kotów jest zawiedziony i obrażony. Agat zna Pirata i tym się nie przejmuje. Wrócę ze spaceru i wszystko będzie jak zawsze, myśli.....



 Zaczynam się ubierać. Agat odstawia piruety. Podskakuje, łapie delikatnie zębami i cichutko skomli mobilizując mnie do pośpiechu a jeśli to nie pomaga to potrafi szczeknąć donośnie siejąc tym samym popłoch wśród rozpiechrzających na wszyskie strony kotów.

Wyprowadzam terenówkę, otwieram klapę bagażnika, Agat oczywiście natychmiast w samochodzie. Agat jest w bardzo dobrej kondycji. Wskoczyć do bagażnika pomimo jego 60 kg to żaden problem. Wie, że się udało a jeśli samochodem to napewno nie tak blisko a może nawet nad wodę. Miał rację. Jedziemy na "stawy stefańskiego". Okolice bardzo widokowe. Rozlewisko wykonane ręką człowieka na rzece Ner, dookoła otoczone lasem liściastym dębowym, brzozowym, olchowym, dzikimi łąkami. Dla Agata raj na ziemi. Jest ciepło. Swieci słoneczko. Agat w wodzie. Nie ma wyjścia trzeba teraz znaleźć dorodnego baciora i rzucać jak najdalej w wodę. Agat jest niezmordowany. Płynie po baciora, przynosi na łąkę i szczeka, odbierz chce powiedzieć, wreszcie oddaje i znowu daleki rzut i tak w kółko. W końcu wyczerpani wracamy do domu. Agat jest padnięty ale szczęśliwy. Koty jak się należało spodziewać przywitały Agata radośnie jakby długi czas się nie widziały.



Rzut do tyłu

Uwielbiał jeść i wycieczki. Najważniejsze jednak żeby wszyscy byli w domu a on ze swojego posłania ma całość pod okiem. Usłyszał warkot silnika , "acha przyjechali". Nie przepuścił nigdy naszego przyjazdu, nie przepuścił także wyjazdu. Zawsze liczył na jakieś korzyśći "może szykuje się mała wycieczka czy coś w tym rodzaju." Najlepiej nad wodę. Popływało by się. Cieszył się na powrót do domu tam bowiem czeka przecież "na mnie moja armia kotów". Ile taki pies musi się naglówkować. Umiał doliczyć się swoich ośmiu kotów, którym pozwalał bez mała na wszystko. Koty spały przy nim, wtulone w niego bo to ich przyjaciel i obrońca, przy nim czuły się pewnie co często bywało śmieszne ale nieraz nawet niezbyt bezpieczne. Poprostu mając za sobą takiego olbrzyma (60kg) nie bały się innych psów. Jeśli musiał zostać w domu to wybierał sobie miejsce na schodach wejściowych na samej górze skąd miał najlepszy punkt obserwacyjny i mógł robić duże wrażenie " uwaga, ja tu pilnuję". Potrafił się obrazić gdy zbyt długo nie wracaliśmy. Na ogół jednak dał się łatwo przekupić bo jedzenie to przecież jego drugie najważniejsze hobby. Zostawmy historię Agata narazie w tym punkcie.


Czarny duży pies






Historia Agata

Nasz pies, czarny, duży mieszaniec. Matka sznaucerka, ojciec nieznany wędrowiec, który po pokonaniu dość wysokiego płotu uwiódł pilnującą ogródka mamę sznaucerkę i stąd "Agat" bo tak nazwaliśmy naszego psa. Teraz ma 12 lat. Spędziliśmy ze sobą mile i prawdziwie po przyjacielsku ten cały czas. Jest poprostu zwyczajnie, członkiem rodziny. Życie jednak dla psa nie jest usłane samymi różami, pomimo że robiliśmy wszystko żeby takie było. Nie zauważyliśmy, że tak jak on bardzo przywiązał się do nas tak i my przywiązaliśmy się do niego. Teraz zaczyna się ta smutna część. Agat ma bezwład tylnich łap. Początkowo nie mógł pojąć, że chodzenie może sprawiać nagle tyle kłopotów. Dla nas też stało się to trudnym wyzwaniem. Borykamy się teraz razem z tym problemem. Agata wyprowadzamy na szaliku. Agat jest naszym wiernym przyjacielem czy można inaczej postąpić?

Nic nie jest jednak  dane na zawsze. Pozostały wspomnienia.